sobota, 10 maja 2014

(Recenzja) Gilles McCabe

Gilles McCabe według informacji zawartych w albumie to praca dyplomowa Barbary Okrasy, która graficznie opracowała scenariusz napisany przez Daniela Gizickiego. Czy album ten można traktować jako „coś” więcej niż tylko pracę zaliczeniową? Zdecydowanie tak, choć autorzy nie ustrzegli się drobnych błędów.








Za publikację komiksu na rynku polskim odpowiedzialne jest Wydawnictwo Komiksowe, dające się poznać jako to, które nie waha się podjąć ryzyka, aby zainwestować w nowych twórców. I jest to droga ze wszech miar słuszna. Nie zawsze pewnie będą to rzeczy trafione, ale i tak warto kibicować takiemu podejściu. Jeśli już o wydawnictwu mowa to jeszcze jedna pochwała należy się za jakość wydania opisywanego tytułu. W „Gillesie” dostajemy dość rzadko chyba spotykany, dużej gramatury papier, który świetnie pasuje do rysunków autorki, twardą oprawę i ciekawą – składającą się ze szkiców – wewnętrzną stronę okładki. Również sam jej front jest dopracowany w każdym szczególe. Zarówno portret głównego bohatera jak i rozmieszczenie podstawowych informacji zasługuję na pochwałę, a całość przyciąga wzrok i zachęca do zakupu. Minus za literówkę w tekście wewnątrz komiksu, która dziwi tym bardziej, że tego do korekty nie było przesadnie dużo.




Tyle jednak o sprawach mniej ważnych. Czas przejść do tego co liczy się najbardziej, czyli samej historii. Mamy koniec XIX wieku i wschodnią część Londynu. Po dziesięciu latach od ostatniego ataku doskonale wszystkim znanego Kuby Rozpruwacza, na ulicach miasta policjanci znajdują zwłoki. Zamordowaną okazuje się być kobieta, której morderca pozbawił serca. Nie jest to pierwsza ofiara odnaleziona na ulicy w ostatnim czasie. Okazuje się też, że z innymi zamordowanymi kobietami łączy ją jeszcze coś innego, wszystkie przeszły nielegalny medyczny zabieg u tego samego lekarza. Ten staje się więc tym samym głównym podejrzanym w sprawie. Czy to on jest odpowiedzialny za szereg morderstw? Jaki ma motyw? Czy pracuje sam? Pytań jest wiele, a odpowiedzi szuka niejaki Gilles McCabe, który za punkt honoru postawił sobie rozwiązanie tej sprawy. Inspektor obdarzony instynktem jak najsławniejszy z detektywów - Sherlock Holmes - nie waha się przed niczym, aby być w tej rozgrywce górą.

Główny wątek rozpisany przez Daniela Gizickiego jest wciągający. Choć sam autor o tym chyba nigdzie nie wspominał to moim zdaniem bez trudu można tu dostrzec inspirację nie tylko historycznymi wydarzeniami związanymi z Kubą Rozpruwaczem, ale i wspomnianym wcześniej Holmesem. Ci,  którzy czytali opowieści Doyla wiedzą więc czego mogą się spodziewać po tym tytule, ale mimo tego (a raczej dzięki temu) komiks czyta się z dużą dozą przyjemności. Tego, czego brakuje mi nieco w tym tytule to elementu zaskoczenia i zwrotów akcji, które są tak wyczekiwane przy historiach tego typu. W „Gillesie” dopiero zakończenie przynosi nam zagadkę, która zmusza do sięgnięcia po kolejną odsłonę tej mini serii. Poza tym akcja prowadzona jest bardzo zgrabnie, a my czytając, staramy się rozwiązać zagadkę wraz z inspektorem.





Komiks nie należy do przesadnie obszernych, co przekłada się na to, że niewiele wiemy o występujących w nim bohaterach. O tym, że McCabe nie jest lubiany przez przełożonych, dowiadujemy się z tekstu umieszczonego na okładce. W komiksie wszelkie relacje łączące go czy to z szefami wydziału czy współpracownikami są jakby przemilczane. A szkoda, bo seria ta ma duży potencjał, aby kontynuować ją przez więcej niż tylko dwie części. Wówczas można byłoby nieco bardziej skupić się na występujących w nich postaciach.

To co natomiast mnie osobiście zachęciło do tego komiksu to jego specyficzna i charakterystyczna oprawa graficzna. Barbara Okrasa stworzyła za pomocą ołówka i komputerowo nałożonych kolorów coś, co nieczęsto można ujrzeć na polskim komiksowym rynku. Jej realistyczny i indywidualny styl, przypominający szkicownik wśród jednych znajdzie zapalonych fanów, dla innych będzie nie do przełknięcia. Do mnie zdecydowanie przemówił. Podoba mi się ten (paradoksalnie) mocno niedbały, a przy tym dopracowany w szczegółach sposób rysunku. Na każdym z kadrów wiele się dzieje, na sceny spoglądamy z różnych perspektyw i nie ma znaczenia, że brak tu raczej szczegółowego tła, podobnie jak kolorów, wśród których dominują praktycznie trzy barwy (w tym biel i czerwień, która służy do podkreślania scen brutalnych). Minimalizm w pełnym, ale dobrym, tego słowa znaczeniu. Rzecz, która łatwo rzuca się w oczy to broń w rękach bohaterów, która nie pasuje za bardzo do ówczesnych czasów co łatwo daje się zauważyć. Ot taki drobiazg, który nieco kłuje w oczy.




Podsumowując: Gilles McCabe jest albumem, do którego podchodziłem z ogromnymi nadziejami. Czy te zostały spełnione? Raczej tak. Choć nie jest to tytuł pozbawiony wad, to jednak i tak krótka chwilą, którą przeznaczyłem na lekturę, była dla mnie niezwykle przyjemna. Daniel i Barbara stworzyli wspólnie komiks, który ma klimat, i który wyróżnia się na naszym rynku. W pomyśle scenarzysty o tym, aby pokazać „nowego” Rozpruwacza , doskonale odnalazła się osoba rysowniczki, dzięki czemu po lekturze pierwszej części mamy apetyt na kolejne odsłony. Album jest krótki co dodatkowo zwiększa nasze poczucie pozytywnego niedosytu. Jest to album, z którym warto się zapoznać, a nazwisko rysowniczki należy zapamiętać, bo na pewno o nim jeszcze nie raz usłyszymy. Autor scenariusza Daniel Gizicki dał już się natomiast poznać z jak najlepszej strony, pracując czy to przy Postapo czy Robaczywych jabłkach. Zdecydowanie jest więc komu kibicować, czekając na dalsze części historii.

Gilles McCabe #1

Scenariusz: Daniel Gizicki
Rysunek: Barbara Okrasa
Wydawnictwo: Wydawnictwo Komiksowe
Wydanie I: 4/2014
Liczba stron: 52
Format: A4
Oprawa: twarda
Druk: kolor
ISBN-13: 978-83-64638-01-5
Cena z okładki: 44,90 zł
Tekst ukazał się pierwotnie na portalu paradoks.net.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz